KULTURALNE PIĄTKI -MUZYCZNE HISTORIE- PODRÓŻ Z CHŁOPCAMI Z PLACU BRONI

Szczęśliwa i nadal żyjąca majówkowym wyjazdem do Krakowa uświadomiłam sobie, że są takie piosenki w moim życiu, które kojarzą mi się z konkretnymi podróżami. Nie tylko tymi w głąb nieznanego lądu, ale także z tymi związanymi z wycieczkami po meandrach mojej duszy. W przypadku Chłopców te dwa rodzaje wypraw nałożyły się na siebie i może też dlatego są oni dla mnie tak ważni.



Chłopcy z Placu Broni 
Wszystkie ich piosenki kojarzą mi się z wakacjami na Węgrzech i rozterkami miłosnymi. Tak, tak ich pieśni leczyły me małe serduszko, które zostało poturbowane przez moją pierwszą wielką miłość dzień przed wyjazdem. Pamiętam to jak leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, zanosiłam się histerycznym płaczem, a po głowie krzątały się idylliczne wspomnienia, przeplatane z myślami zabarwionymi instynktem morderczym, kierowanym wprost do gatunku męskiego.Tata (jeden z najwspanialszych ludzi na świecie) pragnąc rozluźnić atmosferę wszechogarniającej psychozy i żałoby narodowej w moim duchowym kraju, nacisną play a ja zakochałam się na nowo. Tym razem nie w emocjonalnie niedorozwiniętym chłopaczku, ale w świadomości, że istnieją na tym padole jeszcze istoty tak szczerze i do głębi wypełnione miłością. Chłopcy podarowali mi swoimi piosenkami tą ogromną pewność, że już nigdy nie zwątpię w to, że istnieje choć jedna osoba na świecie która potrafi kochać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz